Wschodnia kultura od zawsze była dla mnie czymś bardzo intrygującym, co było okryte pewną płachtą tajemniczości.
Zanim w przyszłości przyjrzymy się planszówkom, najpierw napiszemy ogólnie o kulturze azjatyckiej, ponieważ dla przykładu kultura jak i rynek chiński znacząco się różni od japońskiego, mimo, że dla wielu ludzi nieobeznanych w klimacie „i tu i tu są krzaczki”.
Azja
Na wstępie warto napisać słów kilka dla ludzi nieinteresujących się wschodem. Różnice kulturowe pomiędzy poszczególnymi krajami w Azji są ogromne, dla przykładu (uogólniając) w Chinach panuje „kult rodziny”, a w Japonii czy szczególnie Korei „kult pracy”. Japończycy są bardzo zamkniętym narodem, w którym raczej nie mówi się tego co myśli, gdzie znowu na takich Filipinach podejście ludzi jest bardziej podobne do naszego – są dużo bardziej otwarci. Dlatego też pisanie o „kulturze azjatyckiej” jest dużym skrótem myślowym – wydaje mi się, że tych wszystkich krajów, historii czy kultur nie można uogólnić i wrzucić do jednego worka. To jest po prostu niewykonalne. Stąd uczulam, aby nie przypisywać cech rynku czy kultury Japońskiej, do innych azjatyckich krajów. Dzisiejszy wpis nie będzie skarbnicą wiedzy na tematy kulturowe, skupimy się jedynie na pewnych biznesowych i kulturowych aspektach życia w Japonii, tworząc podwaliny do kolejnego wpisu, który ukaże się w niedalekiej przyszłości.
Japonia i jej popkultura
Jest to niesamowity kraj położony na kilku wyspach oddalonych o ponad 9 000 km od Polski, których gęstość zaludnienia jest prawie trzykrotnie wyższa od naszej. Ludność tego kraju oscyluje w granicach 130 000 000 obywateli, co stawia ją na 10. miejscu w rankingu ‚najliczniejszych państw świata’. Jednak to, co najbardziej zwróciło moją uwagę to niesamowicie duży rynek gier komputerowych oraz książek (mangi) w tym kraju. Tutaj największe wrażenie zrobiły na mnie liczby, szczególnie w kontekście książek. Czy wiecie, że w top 10 najlepiej sprzedających się komiksów na świecie, wszystkie pozycje są z Japonii? ‚Ale Kamil, jak to możliwe? A Marvel, a serie o X-menach?’ Sama seria Naturo została sprzedana w ponad 130 000 000 egzemplarzy w Japonii, nie wliczając reszty świata (70 milionów), a ta manga jest poza podium, ot taka ciekawostka.
Siła mangi – Japończycy czytają głównie mangę. Dla niewtajemniczonych – jest to swego rodzaju komiks, który jednak od naszych lektur różni się trochę układem grafik, stylem pisania, kreską, ale przede wszystkim – tematyką. Nigdy nie słyszałem o komiksach opisujących rodzaje roślin w ogrodzie, natomiast mangę o takiej tematyce można już znaleźć. W Japonii mangi są o tematykach romansów, akcji, walki, seksu (hentai), przyrodnicze, naukowe, tak naprawdę wszystko może być mangą. W typowej księgarni w Kraju Kwitnącej Wiśni na 15 regałów książek ponad 12 będzie z mangą, a zaledwie dwa czy trzy z książkami tradycyjnymi. Japończycy dużo czytają, wydają mnóstwo pieniędzy na książki i teksty kulturowe. Są do tego przyzwyczajeni od lat. Dlatego też mamy pierwszą dobrą przesłankę do tego, aby gry planszowe w Japonii były popularne – koniec końców droga pomiędzy planszówką a komiksem wcale nie jest kręta.
Bohaterowie na ulicach – W Polsce dopiero od kilku lat fantastyka czy sci-fi przedostaje się do świadomości szerszej publiki. Aktualnie nawet, jeżeli ktoś nie ogląda filmów Marvela, raczej będzie kojarzyć, że chodzi o jakichś superbohaterów. To samo dotyczy wielu innych dzieł popkulturowych. W Japonii natomiast taki obrót rzeczy miał miejsce wiele, wiele lat temu. Dlatego też przemierzając ulice Kyoto czy tym bardziej Tokio, co chwilę możemy natrafić na reklamy bohaterów anime czy mang reklamujących produkty kosmetyczne czy żywność. Możemy znaleźć znaki opisujące np. posterunek policji, oprawione w komiksową kreskę żywcem wyjętą z komiksów akcji. Gdyby w Polsce któryś komisariat zrobił coś takiego, od razu widzę jak TVN24 czy Polsat News trąbiłyby o tym non stop, a tam – to jest po prostu normalne.
Idąc dalej tym tropem, w Japońskich miastach można zobaczyć całe ulice czy nawet dzielnice poświęcone fantastyce. Nipponbashi w Osace, czy Akihabara w Tokio to skupiska dziesiątek, jeśli nie setek sklepów poświęconych głównie grom komputerowym, mangom, sklepom z kolekcjonerskimi karciankami czy figurkami. U nas jeśli trafią się dwa czy trzy takie sklepy obok siebie to już jest „święto narodowe dla nerdów”…
Nie wiem, czy te kilka zdjęć odda klimat, ale będąc na miejscu czułem się jak ryba w wodzie, a z każdym wejściem do kolejnej miejscówki dostawałem przyśpieszonego rytmu serca, któremu towarzyszył wytrzeszcz oczu. Takiego klimatu nigdy nie czułem. No cóż, tam nikogo nie dziwi widok 70-latka czytającego ‚One Piece’ w komunikacji publicznej, a u nas… Podsumowując pojedyncze detale, wydaje się, że podstawy pod to, aby Japończycy kupowali masowo gry planszowe są solidne.
Jednak coś poszło nie tak
W czystej teorii sprzedaż gier planszowych w Japonii powinna być wielokrotnie wyższa niż w Polsce. Naród ten jest bowiem przyzwyczajony do komiksów i superbohaterów, dużo czyta i wydaje mnóstwo pieniędzy na gry, a jednak planszówki są tam bardzo niszowe. Jak bardzo? Dla przykładu w Polsce 3 000 egzemplarzy to „OK” nakład średnio-dużej gry, gdzie w Japonii 1 000 egzemplarzy tego samego tytułu to już „lepiej niż OK”. Oczywiście ten przykład to potężne uogólnienie, ale wystarczające na potrzeby tego tekstu.
Tak dużej dysproporcji należy szukać w różnicy kulturowej oraz gęstości zaludnienia. Po pierwsze, Japończycy są zamkniętym narodem. Nie spędzają oni za dużo czasu z rodziną czy znajomymi, preferują raczej sporadyczne spotkania niż częste biesiady. Ponadto 24/7, zawsze i wszędzie są przywiązani do swoich smartfonów. Taki tryb życia nie sprzyja planszówkom. Widać to w każdym miejskim zakamarku- restauracjach, na ulicach, w komunikacji publicznej… Telefony, wszędzie telefony!
Po drugie, miejsce. Może to się wydać trywialne, ale w Japonii nie ma miejsca. Rodziny (nie tylko w miastach) często żyją w mieszkaniach mających po 40 metrów kwadratowych, a znalezienie miejsca na stół, który pomieści np. takie Lords of Hellas z dodatkami, graniczy raczej z cudem.
Wydaje mi się, że te dwa aspekty pracują na niepopularność gier planszowych w tamtej części świata. Moja zeszłoroczna wycieczka do tego kraju była formą wakacji połączonych z wyszukiwaniem informacji do przyszłego projektu, nad którym pracuję.
W kolejnej części artykułu zahaczymy o sklepy i wydawnictwa związane z grami planszowymi, porównamy ceny gier (Japońskie Gloomheaven kosztuje ponad 1000 zł!) i zastanowimy się, z czego biorą się tak duże różnice, oraz pochylimy się nad klasykami gatunku.