Millennium Blades – Recenzja

, Kamil 'Sanex' Cieśla
  • liczba graczy: 2-5
  • czas rozgrywki: 120
  • rok wydania: 2016
  • zależność językowa: duża

Pół żartem pół serio

Millennium Blades to gra, w której gracze wcielają się w rasowych kolekcjonerów kart. Będą oni posługiwać się stertami banknotów, kupować boosterki i sprzedawać swoje karty rywalom. Wszystko po to, aby być najlepszym kolekcjonerem w okolicy!

"Ale o co chodzi?"

Chodzi o to, aby od początku do końca z przymrużeniem oka traktować wszystkie gry kolekcjonerskie, do których można kupić pojedynczą kartę za cenę nowego Gloomhaven. Autor Millennium Blades już w instrukcji pisze, że inspiracją do stworzenia tego dzieła były gry pokroju Magic: The Gathering. W MB, gracze od początku do końca będą trafiać na poukrywane easter eggi i nawiązania, takie jak James Bomb (006 plus one) czy Fantasy Final XIVXILLLIS!

Proste zasady

Zasady planszówki są bardzo proste. Cała rozgrywka podzielona jest na dwie fazy, budowania talii i turnieju. Pierwsza z nich rozgrywa się w czasie rzeczywistym. Gracze przed skolekcjonowaniem swojej najlepszej, wymarzonej, niepowtarzalnej i jedynej talii mają 20 minut na zakup odpowiednich kart, wymianę z graczami i przygotowanie swoich deck protectorów do rozgrywki. Po pierwszych siedmiu minutach na stole zostanie odkryta „meta” przypominając wszystkim o tym, że „meta gry zawsze żyje własnym życiem”. Za wstrzelenie się w aktualną metę dostajemy dodatkowe punkty na turnieju, więc warto mieć ją na uwadze. Oczywiście na start każdej rundy gracze dostają odpowiednią liczbę pieniędzy, a na początku gry przygotowaną talię startową opartą na jednym z występujących w grze żywiołów.

Na koniec tego szału zakupowego, gracze zdobywają punkty zwycięstwa za zebraną „kolekcję kart”. Karty te mogą być zbierane w kolorze lub z odpowiednim – tym samym – symbolem. Niestety, te karty nam przepadają w zamian za punkty zwycięstwa. Następnie gracze biorą przygotowane decki i zaczynają rozgrywkę na śmierć i życie – o to, kto jest lepszym kolekcjonerem.

Faza turnieju polega na zagrywaniu kart z ręki, których gracz na początku zawsze ma osiem. Efekty na nich są banalne i polegają na zdobywaniu punktów kolekcji. Jedna karta daje Ci 18 punktów, inna podwaja zdobyty wcześniej wynik, a jeszcze inna pozwala zmienić się w dowolną kartę ze stołu przeciwnika. Gracze podczas tej fazy zagrywają karty naprzemiennie, w standardowy sposób dla gier tego typu. O dziwo, mimo, że mamy do czynienia z suchym zdobywaniem punktów, w turnieju Millennium Blades występuje negatywna interakcja i to nawet w dużej ilości. Gracze mogą ze sobą „clashować” oraz odwracać karty na stole przeciwnika po to, aby na koniec rundy nie punktowały.

Po rozegranym turnieju gracze wygrywają „promo karty”, zdobywają punkty zwycięstwa i ponownie zaczynają „pracować” nad swoją talią podczas fazy zakupów.

Best card game ever?!

Najlepsze w Millennium Blades jest to, że zwycięstwo można odnieść na różne sposoby. Nasz kolega Wojtek (pozdrawiamy Wojtka!) nie ogarnia tworzenia działających decków, lepiej idzie mu granie talią startową niż tą nową – złożoną własnoręcznie. Nie przeszkadza to jednak w tym, że podczas fazy zakupów może on bardziej skupić się na oddaniu kolekcji kart i zdobyciu olbrzymiej liczby punktów zwycięstwa.

Z drugiej zaś strony, walka w kolekcjonowanie punkcików na arenie również jest emocjonująca. I o ile jestem fanem negatywnej interakcji, to muszę z przykrością przyznać, że Millennium Blades bez niej działałoby lepiej. Przynajmniej podczas pierwszych kilkunastu gier, kiedy to gracze nie do końca wiedzą, czego można się spodziewać po kartach w grze… A jest ich ogrom! Przygotowaną do gry talię sklepu ciężko w ogóle utrzymać w rękach, a w pudełku czeka znacznie więcej opcjonalnych zestawów.

Gra wydana jest bardzo dobrze, stosy banknotów ‚a’la eurobiznes’ robią kawał dobrej roboty. Gdyby tylko turniej polegał na czymś innym…

…a dokładniej na walce. Uwielbiam walkę, punkty wytrzymałości i rywalizację na śmierć i życie. Zbieranie pustych punktów kolekcji nie jest dla mnie. Ponadto gdy na początku gry po pierwszym turnieju dostaniemy kartę promo pasującą do naszej talii, wówczas gra staje się dla nas znacznie łatwiejsza. Gdyby nie te drobne aspekty, to Millennium Blades miałoby ode mnie 10/10 i byłaby w TOP 3 najlepszych gier w jakie grałem.

Plusy

  • Mnóstwo kart i komponentów
  • Ukryte Easter Eggi
  • Humor i ilustracje
  • Zaskakująco dobra mechanika
  • Nieskomplikowana mechanika...

Minusy

  • ...trudna do wymasterowania
  • Momentami mocno losowa

Opinie redakcji

Łukasz Włodarczyk: Genialna gra, genialne nawiązania, świetnie oddane uczucie bycia graczem CCG. Wielkie zjawisko w [nie aż tak] dużym pudle. Bardzo mi się spodobała. Jedyna rzecz – wolałbym, żeby turnieje nie polegały na klepaniu punktów (co pasuje mechanicznie), ale na bezpośredniej walce z przeciwnikami, co moim zdaniem lepiej oddałoby klimat. Ale i tak jest świetnie!

Andrzej Kaczor: Millenium Blades to gra na którą trafiłem przypadkiem. Ot, gdzieś na kickstarterze, przy okazji innej gry ze stajni level99 przeczytałem lakoniczny opis tej gry. \”Zapisałem\” sobie w pamięci – \”obejrzeć jakąś reckę\” i tyle. Za pare miesięcy w końcu ją obejrzałem i bum. Razem z Żoną (Daria Kaczor ;)) stwierdziliśmy że to wygląda na naprawdę świetną grę !

I wiecie co? Jak już w końcu ją dostaliśmy (Oczywiście moment w którym chciałem ją kupić to moment w którym gra była niedostępna) i zagraliśmy to razem stwierdziliśmy – tak, dokładnie tego oczekiwaliśmy od tego tytułu.

Gra bardzo dobrze oddaje ducha kolekcjoinerskiej gry karcianej. Zapewnia praktycznie nieskończoną regrywalność, ma całkiem fajne grafiki (jeżeli lubicie mange i anime ;)) oraz ma dość proste zasady. Niektórym może przeszkadzać fakt że tak naprawde gra polega na zdobywaniu kart, tłuczenia kombosów i zdobywania punktów ale co tam, gra jest świetna i każdemu ją polecam 🙂