- liczba graczy: 2-4
- czas rozgrywki: 40
- rok wydania: 2016
- zależność językowa: średnia (PL)
Pandemic w wersji Cthulhu jest kooperacyjną grą planszową dla 1 – 4 graczy, opartą na schematach znanych z serii gier Pandemic. Rozgrywka trwa około godziny i jest uzależniona od ilości graczy. Podczas niej wcielamy się w jednego ze śmiałków walczących z przedwiecznymi za pomocą reliktów, broni czy wskazówek. W dużym skrócie… Będziemy podróżować po mapie i mordować kultystów, którzy za wszelką cenę starają się obudzić największe zło świata – Przedwiecznego Cthulhu. Oprócz nietuzinkowego klimatu oraz dobrze działającej mechaniki grę cechuje porządne wykonanie i niska cena. Czy to wszystko nie brzmi aby za dobrze?
Pandemic, ale chwila, o co w ogóle chodzi?
Gry z serii Pandemic to kooperacyjne pozycje polegające na zwalczaniu śmiercionośnych wirusów. Ich fenomen polega na niskim progu wejścia połączonym z wymagającą rozgrywką, która może okazać się wyzwaniem nawet dla największych matematyków. Wariacji tematycznych Pandemica jest mnóstwo, jedne są lepsze a inne nieco gorsze, jednak wszystkie łączy prostota zasad i frajda płynąca z wygranej.
A gdzie w tym wszystkim jest Cthulhu?
Cthulhu to bóstwo znane z powieści stworzonych przez H. P. Lovecrafta. To taka duża, siejąca grozę, człekokształtna istota z ośmiornicą na twarzy… Ale to chyba wszyscy już wiedzą… I nie mówię tutaj o Autorze, tylko o Przedwiecznym.
Mało kto natomiast wie, skąd taki szał na wszechobecnego kapłana wszelkiego zła. Sprawa jest stosunkowo prosta… Z wizerunku oraz mitologii demona można korzystać nieodpłatnie. Dlatego też mamy całe zastępy gier, książek czy innych tworów artystycznych garściami czerpiących ze źródła, czyli z powieści „Zew Cthulhu”.
Pieczętowanie bram w praktyce - czyli jak w to się gra
Przygotowanie rozgrywki zaczynamy od ułożenia planszy przedstawiającej cztery miasta. Następnie rozkładamy „talię Przedwiecznych” oraz rozmieszczamy pierwszych wrogów w miastach. Wszystko zostało dokładnie przedstawione w przejrzystej instrukcji. Kolejnym etapem jest przygotowanie kart bohaterów wraz z figurkami oraz reliktów. W następnym kroku tasujemy i odpowiednio układamy talie: wskazówek i przywołań. Pierwsza z nich będzie wykorzystywana do podróżowania autobusem oraz zamykania portali, z kolei druga – do wprowadzania na planszę kultystów i shoggothów (brzydkich jak noc potworów skutecznie uprzykrzających rozgrywkę). Setup nie należy do skomplikowanych i jest stosunkowo krótki.
Tura gracza jest banalnie prosta. W jej trakcie można wykonać cztery akcje:
– chodzenia lub podróżowania autobusem,
– pokonania kultysty za jeden punkt akcji lub shoggotha za trzy,
– wymiany z innym graczem reliktem lub wskazówką
– zapieczętowania bramy.
Każdą z powyższych akcji można przeprowadzić w dowolnej kolejności, dowolną ilości razy, o ile posiadamy odpowiednią ilość punktów. Następnie śmiałek dociąga dwie karty wskazówek, a nie przywołań(!), jak jest napisane w instrukcji (mimo małej wpadki, nadal uważam, że instrukcję opracowano bardzo przywozicie), pamiętając o ich maksymalnym limicie, który wynosi siedem. Ostatnim etapem tury jest przywołanie, podczas którego najpierw sprawdzamy aktualny poziom zagrożenia widoczny pod kartami Przedwiecznych, a następnie odkrywamy odpowiednią ilość kart zagrożenia, jedną po drugiej, umieszczając przy tym nowych kultystów na mapie.
Gra się kończy w momencie, kiedy zabraknie kart wskazówek, gdy gracze utracą poczytalność lub do gry wejdzie ostatni Przedwieczny. Wówczas, jak się pewnie domyślacie, kończymy porażką. Wygrywamy, tylko i wyłącznie, poprzez zapieczętowanie 4 bram!
Czas na subiektywne odczucia
Kilka słów o śmiałkach… Łowczyni nie ma problemu z zabijaniem większej ilości kultystów za jeden punkt akcji, Detektyw do zapieczętowania bramy potrzebuje mniejszej ilości kart, a Okultystka może poruszać kultystami. Jednakże czy postacie są sobie równe? Muszę tutaj zaznaczyć, że nie jestem do końca przekonany czy bohaterowie są dobrze zbalansowani. Podczas każdej rozgrywki towarzyszyła nam Łowczyni, która, według mnie, jest najsilniejsza, a taki kierowca wszedł do gry tylko jeden raz. Jednak abstrahując od balansu, każdy ze śmiałków posiada umiejętność, która w znaczący sposób wpływa na jego indywidualne prowadzenie. I to jest fajne! Sama rozgrywka jest lekka, przyjemna i… czasami mam wrażenie, że za prosta. Na szczęście instrukcja przewiduje kilka poziomów trudności. Ja polecam ten najtrudniejszy. W teorii… Na wysoką regrywalność wpływa spora ilość dostępnych kart Przedwiecznych, reliktów oraz bohaterów. Jednak w praktyce, po 6 – 7 partiach zaczynamy zauważać schematyczność wyborów i odnosimy wrażenie robienia w kółko tego samego. Tylko… Czy to nie jest przypadkiem wina mechaniki bazowego Pandemica?
Moim zdaniem Pandemic: Cthulhu to najlepsza z odsłon gier z serii Pandemic, nie licząc Legacy. Charakteryzuje ją wyjątkowy klimat, przyzwoite wykonanie, dobra cena i czuć w niej przygodę! Jednak nie jest to gra na zawsze. Wydaje się idealną pozycją dla osób chcących zacząć swoją przygodę z grami ameri, a także dla każdego, kto kocha lovecrafta, ale tylko i wyłącznie w postaci fillera – gry uzupełniającej kolekcję. Jeżeli szukamy czegoś, co starczy nam na dziesiątki godzin beztroskiej przygody, to, według mnie, powinniśmy szukać dalej.
Plusy
- cena
- jakość wykonania
- prostota zasad
- doskonały klimat
Minusy
- za niezbyt wysoką regrywalność
- za to, że gra może okazać się monotonna dla zaawansowanego gracza
Opinie redakcji
Przemysław Wróbel: Według mnie jest to najlepsza edycja Pandemica. Klimat Cthulhu jest mi bliski, jednak to wykonanie daje tej grze drugie życie. W końcu otrzymujemy figurki zamiast zwykłych pionków oraz kostek chorób. Rzuty kością wprowadzają dodatkową niepewność i napięcie. W mojej grupie Pandemic ponownie trafił na stół dzięki tej edycji.
Kamil ‚Sanex’ Cieśla: Wiem, że sam pisałem recenzję, ale dodam jeden fakt. W tej cenie (100 zł) – aż szkoda gry nie kupić.
Michał Meiser: To chyba jakaś pandemia! Dlaczego wszystkie dobre gry trzeba psuć zmieniając ich tematykę na to mackowate Cthulhu? No bez przesady! Człowiek boi się zaglądnąć do lodówki bo mu tam już jakiś przedwieczny zalega na kabanosach i gasi światło. Akurat bez tej edycji gry z serii Pandemic mogłyby się spokojnie obejść – zdecydowanie lepsza jest oryginalna walka z ebolą, czy innym krwawym katarem. W dodatku ta gra została uproszczona – czyżby autorzy mieli aż tak złe zdanie o miłośnikach klimatów Cthulhu? Jeśli już musicie zagrać z przedwiecznymi – są lepsze gry – choćby Cthulhu Wars.
Marek Wilczyński: Ładna plansza i wykonanie. Jako osoba lubiąca klimat Arkham, niestety poczułem rozczarowanie. Rozgrywka w zwykły Pandemic była zarówno bardziej wymagająca, jak i dostarczała więcej frajdy.
Łukasz Włodarczyk: Chociaż grało mi się przyjemnie, a gra wykonana jest po prostu ślicznie, brakowało mi mechanizmu rozprzestrzeniania się chorób z oryginału. Miałem wrażenie grania w grę dobrą, ale uproszczoną.