- liczba graczy: 3-4
- czas rozgrywki: 150
- rok wydania: 2012
- zależność językowa: średnia (PL)
Serial Spartakus był wyjątkowy… Nasycony krwią, kłamstwami, seksem i brutalną walką… Po obejrzeniu ostatniego odcinka na usta cisnęło się jedno pytanie… Czego można chcieć więcej?
Odpowiedź jest bardzo prosta… Gry planszowej!
Krew i Zdrada to w teorii nieskomplikowana planszówka oferująca intrygę, sojusze, kłamstwa, zakłady i oczywiście… walkę! Pozycja ta jest skierowana nie tylko dla miłośników serialu, ale również dla osób niewtajemniczonych w fabułę filmu.
O Spartakusie słów kilka
Akcja Spartakusa rozgrywa się w starożytnym Rzymie, gdzie wpływowe rody walczą o dominację i władzę. Droga do celu wiedzie przez kilka ścieżek. Jedną z nich są niezwykle popularne starcia gladiatorów – wojowników gotowych walczyć na śmierć i życie za swoich panów.
Jaką w tym wszystkim rolę odegrał Spartakus? Był on jednym z najlepszych rzemieślników zabijania, a jednocześnie osobą, która nie miała zamiaru ginąć za swoich właścicieli. Fabularny bohater, podobnie jak jego historyczny pierwowzór, starał się obalić krwawe rządy rodów i wyzwolić gladiatorów z niewoli. Niestety, gra planszowa Spartakus nie nawiązuje do czasów bunt, a ogranicza się jedynie do walk, jakie toczyły ze sobą zwaśnione rody.
O grze słów kilka
Spartakus Board Game wydany w Polsce przez Games Factory (zmienili oni swoją nazwę z Games Factory Publishing) jest grą przeznaczoną dla 3 – 4 osób. Muszę tutaj wspomnieć, że ta planszówka wyjątkowo dobrze (a nawet lepiej) działa w szerszym gronie graczy. Wrócę do tego jeszcze podczas omawiania dodatków.
Przygotowanie rozgrywki zaczynamy od rozłożenia planszy i wybrania rodów. Każdy z nich ma inne zasoby początkowe, takie jak: ilość strażników, gladiatorów czy niewolników. Ponadto Dominusy posiadają różne cechy i atrybuty. Następnie gracze wybierają figurkę reprezentującą ich cech, dobierają karty intryg i odpowiednią ilość złota. Szczegółowe przygotowanie zostało dobrze opisane w instrukcji.
Każda runda Spartakusa podzielona jest na kilka etapów. Pierwszym z nich jest faza odnowienia/przychodu, podczas której gracze dobierają jedną monetę za każdego niewolnika, jakiego posiadają i płacą monetę za każdego przygotowanego do walki wojownika. Jest to najkrótsza i najmniej skomplikowana z faz. W następnym etapie każdy z graczy dobiera 3 karty intryg. Mogę tutaj zaryzykować stwierdzenie, że to najważniejsza część gry. Zaczynając od gospodarza, gracze naprzemiennie zagrywają karty posiadające przeróżne efekty – począwszy od zwiększania dochodów, kradzieży, poprzez zasadzki na życie gladiatorów, zwiększania wpływów (które są de facto punktami zwycięstwa), aż do akcji uzurpatorskich. W tym miejscu muszę napomknąć, że talia intryg dzieli się na 3 rodzaje kart: strażników, którzy dzielnie chronią swoje rody, akcji oraz reakcji. Z kolei każda karta posiada określoną liczbę wpływów wymaganą do jej zagrania. A co w przypadku, gdy nie jesteśmy w stanie zagrać czegoś samodzielnie? Możemy poprosić rywali o poparcie naszego pomysłu! W grze istnieje reguła mówiąca: nie ma zasad określających sposób przekazywania sobie złota. Chodzi po prostu o to, że w dowolnym momencie gry możemy przekupić innych graczy, oferując chociażby poparcie w zamian za złoto. Na koniec tego etapu każdy z graczy nie może mieć na ręku więcej kart, niż pozwala mu na to ograniczenie widoczne przy aktualnych wpływach rodu.
Kolejny krok to targ, podczas którego gracze licytują: niewolników, gladiatorów oraz ekwipunek dla nich. Sama akcja zakupu polega na wybraniu kwoty, jaką chcemy przeznaczyć na aukcję, a następnie odsłonięciu jej w tym samym momencie, co reszta osób przy stole. Dominus, który zaryzykował najwięcej monet, wygrywa przedmiot, a reszta odkłada swoje pieniądze do personalnych banków. Taka licytacja powtarzana jest określoną ilość razy – o raz więcej aniżeli liczba graczy. W ostatniej aukcji Dominusy mogą spróbować zakupić znacznik gospodarza. Ten, któremu się uda, zostanie organizatorem walk. Wbrew pozorom znacznik ten jest niezwykle ważny, gdyż generuje wpływy oraz pozwala wymuszać na przeciwnikach ‚dobrowolne’ obdarowywanie Cię złotem.
W kolejnym etapie wcześniej wspomniany „gospodarz” wyznacza Dominusy do walk, zyskując w ten sposób punkt zwycięstwa za zorganizowanie igrzysk. Oczywiście każdy z graczy może zrezygnować z walki, tracąc punkt wpływu lub zaakceptować zaproszenie, wystawiając wojownika do walki.
Sama potyczka jest dość prosta, ale jednocześnie taktyczna i czasami przybiera nieoczekiwany zwrot. Polega ona na rzucaniu kośćmi, porównywaniu wyników oraz odejmowaniu kostek, które są naszymi punktami życia. No dobra… Może od początku… Gracze uzupełniają początkową ilość kości, a następnie rzucają niebieskimi, aby ustalić inicjatywę tej rundy walki. Następnie mogą wykonać ruch i atak lub atak i ruch. Akcja ofensywna jest prosta – my rzucamy czerwonymi kośćmi, przeciwnik broni się czarnymi. Układamy nasze wyniki, zaczynając od najwyższego. Następnie kości ataku oraz obrony są porównywane i każde trafienie o wartości wyższej aniżeli wartość obrony przeciwnika generuje jedną ranę. Po wymianie ciosów gracz musi odrzucić tyle kostek, ile ran otrzymał. Bardzo prosty system, który zaskakująco dobrze działa w praktyce.
Zapytacie teraz… A co z naszym rodem, jeżeli nie walczy? Otóż… Nic straconego… Każdy nadal może obstawiać zwycięzcę pojedynku oraz sposób, w jaki wygra on walkę (przykładowo: poprzez dekapitację lub poddanie). Po stoczonym boju przegrany jest skazany na łaskę gospodarza, który legendarnym symbolem skierowania kciuka w górę lub w dół może zadecydować o jego losie. I podobnie jak w innych etapach, nic nie stoi na przeszkodzie, aby za pomocą złota przekupić gospodarza.
Grę wygrywa osoba, która pierwsza zdobędzie 12 wpływów. W zależności od posiadanego przez nas czasu na rozgrywkę, możemy ją zacząć od jednego, czterech lub siedmiu punktów „na start”.
Podsumowanie
Subiektywnie? Ta gra nie wnosi nic nowego… Charakter licytacji jest znany z innych gier. Sposób przeprowadzenia walki także nie jest innowacyjny, a intryga, mimo fajnych kart, należy do „odgrzewanych kotletów”. Nie mniej jednak połączenie tych, z pozoru przeciętnych mechanik, sprawia, iż ta gra jest… po prostu genialna w swej prostocie. Od pierwszych chwil zawiązują się sojusze, towarzyszą nam kłamstwa, a przez to również dreszczyk emocji. A wszystko głównie za sprawą mechaniki zagrywania kart intryg (aby zagrać daną kartę, potrzebujemy X wpływów). Jeżeli nie posiadamy wystarczającej ilości wpływów, możemy skorzystać z wpływów innych, chętnych rodów. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nikt nas nie zmusza do ujawnienia intrygi, jaką chcemy zagrać. Do czego to prowadzi? Możemy wykorzystać wpływy sojuszników (oczywiście za ich zgodą), a następnie zagrać coś innego, niż obiecaliśmy. Czy wspominałem już, że w dowolnym momencie gry można płacić innym graczom za ich wsparcie czy daną decyzję? Warto też napomknąć, że prostota poszczególnych mechanik sprawia, iż Spartakus to szybka do nauczenia gra, nawet dla laika. Szkoda, że instrukcja nie jest bardziej przyjazna użytkownikowi, ale z drugiej strony… Nie ma tragedii. Gra najlepiej działa na 4 lub 5 graczy. Rozszerzenia pozwalają zwiększać liczbę Dominusów nawet do siedmiu, gdzie w podstawce maksymalnie może ich być czterech.
W podsumowaniu muszę jednak wspomnieć o czymś, co momentami wywoływało u mnie frustrację. Mianowicie… Karty dóbr… Nieraz będzie tak, że do gry nie wejdzie żaden mocny wojownik, a z drugiej strony może zdarzyć się, iż od samego początku każdy Dominus zdobędzie potężnych gladiatorów za przysłowiowe grosze. Właśnie ta nieprzewidywalność doboru to pierwsza wada gry, jaką dostrzegam. Kolejną – jest możliwość nieskończonego biegania po arenie. Fajnie, że dano nam wybór, co możemy robić, ale instrukcja powinna zakazać takich praktyk. I to tyle, jeżeli chodzi o minusy Spartakusa. No dobra… Boli mnie jeszcze okropny dizajn kart i zdjęcia z serialu zamiast grafik.
Osobiście nie myślałem, że jakaś gra zaskoczy mnie tak bardzo, jak Spartakus. Oczywiście bardzo… pozytywnie!
Są kłamstwa, czuć wszechobecną intrygę, a ilość zasad nie wpływa negatywnie na przebieg rozgrywki. Gra jest lekka, wredna, przyjemna dla oka, a co najważniejsze – wciągająca.
Czy to nie jest kwintesencja Spartakusa w wersji filmowej?
Brakuje tylko seksu i… Dobra… Nie kończę myśli…
Plusy
- Sprawna i łatwa do opanowania mechanika
- Dużo emocji podczas rozgrywki
- Przystępna cena i dobre wykonanie
- Kompletna podstawka niewymagająca dodatków
- Klimat i oddanie charakteru wersji fabularnej
Minusy
- Grafiki i ilustracje
- Możliwość uciekania po arenie w nieskończoność
- Jeden gracz może być ciągnięty na dno przez kilku innych graczy
Opinie redakcji
Robert Cymbalak:
Spartakus nie jest na pewno tytułem skierowanym do każdego. Przede wszystkim istotna jest tu metagra umiejętność, licytacji blefowania i napuszczania innych graczy na siebie. Z tego powodu przypadnie na pewno do gustu fanom planszowej Gry o Tron i jak i uniwersom serialu Spartakus Krew i Piach. Osoby z awersją na losowość też nie będą zadowolone, nie tylko z powodu kostek w walce, ale też dość losowych kart intryg i marketu.
Losowość sprzętu dostępnego w markecie sprawia, iż zdarzają się partie, w których trudno o ekwipunek dla naszych gladiatorów, a to on w dużej mierze on pozwala bardziej kontrolować los w walce na arenie. Po 4 rozgrywkach podtrzymuje stanowisko iż Spartakus to jedna z bardziej udanych wydawnictwa Gale Force 9. Nie jest to tytuł idealny. Jednak czas przy nim płynie szybko, walki na arenie dostarczają mniejszych lub większych emocji, lecz przede wszystkim można zatracić się w świecie starożytnych gladiatorów i intryg.
Łukasz Włodarczyk: Losowość daje po zębach, ale nie aż tak, jak robią to przeciwnicy. Wszechobecne zdrady, spiski i knowania są solą tej gry. Jeśli liczy się dla Was tylko zwycięstwo – może frustrować. Jeśli jednak szukacie emocjonującego tytułu do (nie)miłego spędzenia czasu ze znajomymi – gorąco polecam!