V-Commandos – recenzja

, Sebastian Lamch
  • liczba graczy: 1-4
  • czas rozgrywki: 180
  • rok wydania: 2016
  • zależność językowa: średnia

Bękarty Wojny, czyli o czym to właściwie jest

Pewnie niejeden z nas grał w dzieciństwie w grę na PC pod tytułem Commandos, która oddawała nam do dyspozycji grupę komandosów w czasach Drugiej Wojny Światowej, gdzie w widoku izometrycznym i czasie rzeczywistym wykonywali misje niemożliwe. Wydawnictwo Triton Noir postanowiło przenieść te emocje na planszę i wyszło im naprawdę dobrze!

Pudełko po otwarciu wita nas… brakiem figurek! W dzisiejszym świecie zaskakuje taka decyzja, aczkolwiek żetony przedstawiające wrogów i komandosów lepiej się tutaj sprawdzają. Znajdziemy też sporo tekturowych terenów wykonanych z pietyzmem i stylem, kostki oraz karty – operacji, wydarzeń i samych bohaterów, czyli komandosów.

Gra jest w pełni kooperacyjna, a każdy z graczy wcieli się w niej w członka oddziału komandosów. Możemy rozegrać pojedynczy „teren”, czyli misję, lub „operację”, czyli serię połączonych fabularnie misji, w której czeka nas dużo trudniejsze zadanie.

Wróg u bram, czyli mechanika

Na początku każdej misji lub operacji czeka nas setup, czyli rozłożenie wszystkich elementów. Każda mapa ma tylko zakreślony rozkład kafelków (zewnętrznych lub wewnętrznych), więc nie jesteśmy zmuszeni do budowania konkretnie wyglądającej scenerii, a rozkładamy ją dowolnie, co znacząco podnosi tak szybkość ułożenia, jak i późniejszą regrywalność (przynajmniej wizualnie). Następnie umieszczamy w zaznaczonych miejscach drzwi, przedmioty, alarmy oraz wrogów. Z grupy dostępnych komandosów gracze wybierają kim zagrają… i można zaczynać.

Przebieg rundy również jest szybki i intuicyjny:

  1. Losujemy kartę wydarzenia, która wprowadzić może złe dla nas efekty, jak na przykład wystrzeloną flarę, przez którą łatwiej nas zauważyć, jak i dobre, choćby nalot bombowy zagłuszający nasze działania. Karta określi również kierunek ruchu wrogów.
  2. Teraz czas na działania graczy. Każdy komandos ma do wykorzystania 3 punkty akcji – ruch, ostrożny ruch, cicha eliminacja, strzelanie, ale również i dostosowane do przedmiotów, które mamy. Akcji do wyboru jest sporo, ale ich działania są proste.
  3. Wrogowie też nie śpią, więc gdy już wszyscy komandosi zostaną aktywowani, nastąpi tura wrogów. Dojdą posiłki, poruszą się w kierunku z karty wydarzenia lub do komandosa gdy jest widoczny, a przy okazji go ostrzelają.

Mechanika strzelania czy przekradania się opiera się o rzut kością. Kości to zwykłe (prawie) kostki sześcienne – na wyniku 1 i 2 mamy dorysowane oczko. Gdy wchodzimy do pomieszczenia z niemieckim żołnierzem, musimy rzucić kostką i przy wyniku 1,2 zobaczy nas i podniesie alarm. Przy strzelaniu patrzymy na rodzaj kafelka, na którym stoi cel. Duże to 2+, średnie 3+, a małe 4+. Każda kostka z takim wynikiem oznacza trafienie.

Gra przebiega sprawnie – komandosi przekradają się, po cichu eliminują wrogów i zbierają sprzęt po drodze do wykonania celu. Czasem przy operacji mamy rozłożone naraz dwa różne tereny i musimy się podzielić, by każdy wykonał swój cel – zabić generała, podłożyć ładunki wybuchowe czy ukraść ważne dokumenty. Po wykonaniu zadania przechodzimy na kolejną mapę (teren).

Ścieżki Chwały, czyli kampania kickstarterowa i dodatki

Gra została ufundowana przez platformę Kickstarter w grudniu 2014 roku, a dostarczona rok później. Sama wersja kickstarterowa nie różni się zbytnio od wersji sklepowej, ponieważ samo ufundowanie nie było wysokie, a liczba celi ekskluzywnych dla Kickstartera nieznaczna. Ot, dodatkowi bohaterowie czy misje.

Podczas kampanii można było nabyć dwa dodatki – Resistance i Secret Weapons. Można je jednak nabyć również w sklepach, chociaż nie jest to łatwe – niski nakład gier sprawia, że wyprzedawane są dosyć szybko, a dystrybucja jest niestety utrudniona. Chyba jedynie dwa sklepy w Polsce oferują grę. Każdy z tych dodatków wprowadza nowych bohaterów (po trzech) oraz nowe kafelki, wrogów i operacje, chociaż głównie dla sześciu komandosów.

W dodatku Secret Weapons warto zwrócić uwagę na naszą rodaczkę – oficera wywiadu!

Jak rozpętałem II Wojnę Światową, czyli podsumowanie

Gra jest szybka w rozłożeniu, zaczyna się ją błyskawicznie, a same zasady są przejrzyste i proste, wręcz intuicyjne. Dla jednych będzie to problem, bo nie znajdą tutaj ogromnej głębi, a dla innych będzie to ogromna zaleta, gdyż z powodzeniem można grać w nią nawet z dzieciakami. Przez wykorzystanie terenów do budowy operacji czasem element będzie się powtarzał, ale nie przeszkadza to zupełnie, gdyż przebieg każdej rozgrywki jest inny.

Emocje podczas gry cały czas są ogromne! Nasi komandosi w ukryciu próbują wybierać najlepsze podejście, ściągać po cichu wrogów, czy postawieni pod ścianą wykorzystają swoje uzbrojenie i wyposażenie, by wykonać misję za wszelką cenę. Przypadkiem uruchomiony alarm mocno utrudnia grę, podwajając liczbę wrogów przybywających w posiłkach, ale dzięki takiemu zabiegowi i kościom właśnie te emocje są tak wysokie, bo nie możemy być pewni, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Chociaż jest to czasem irytujące, gdy najlepszy plan popsuje zły rzut.

Mało jest gier wykorzystujących tak elementy skradania, jak i okres II Wojny Światowej, a V-Commandos robi to po prostu bardzo dobrze. Dzięki intuicyjności zasad oraz ogromnej dawce emocji definitywnie grę polecić można każdemu! Aż by się chciało znowu zagrać… dlaczego nie? Można grać samemu!

Plusy

  • Świetne oddanie klimatu gry!
  • Proste, intuicyjne zasady
  • Rozbudowane operacje, gdzie czasem gracze muszą się rozdzielić
  • Estetyka wykonania na wysokim poziomie
  • Bazuje na autentycznych operacjach wojskowych

Minusy

  • Wymuszenie określonej liczby komandosów pod daną operację
  • Losowość mająca spory wpływ na przebieg gry